-Hej Potter.-odpowiedziałam mu z uśmiechem. Przyglądałam się z uwagą temu, jak do mnie podchodził. James ubrany był w czarną szatę będącą stałym strojem obowiązującym w Hogwarcie i złoto-szkarłatny krawat. Jego uśmiech wyglądał tak wspaniale... nigdy nie zwracałam na to uwagi. Kiedy do mnie podszedł, objął mnie i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Tęskniłem ruda.-jego głos wypełniał mnie całą, czułam się tak wspaniale w jego ramionach...
-Witam cię droga szlamo! I ciebie również zdrajco krwi!-usłyszeliśmy głos. Spojrzałam na chłopaka, do którego należał. Włosy miał tak jasne, że wydawały się białe. A ubrany był tak jak James, jedynie jego krawat w srebrno-zielony wzór świadczył o przynależności do innego domu.
-Lucjusz-syknął James.-Jeśli nie chcesz skończyć źle, odwal się.
-Proszę, proszę. Potter mi grozi-powiedział z rozbawieniem Malfoy.-A może zamiast rzucać słowa na wiatr wreszcie zaczniesz działać, co?-warknął.
-A żebyś wiedział, że zacznę!-chłopak wyciągnął różdżkę, jednak Lucjusz był szybszy
-Expelliarmus!-wrzasnął, po czym złapał różdżkę Jamesa.- Co? Potter już nie jest taki odważny kiedy stracił swój kijek? Bo różdżką tego raczej nie można nazwać.-uśmiechnął się zjadliwie.- Crucio!-tym razem zaklęcie było wycelowane we mnie.
-Nie!-wrzasnął James i osłonił mnie swoim ciałem. Po chwili zaklęcie ugodziło go w pierś.
-James!-krzyknęłam. Szybko wyjęłam różdżkę. Lucjusz był zbyt zajęty torturowaniem Jamesa, aby to zauważyć.
-Expelliarmus!-krzyknęłam. Różdżki Malfoya i Jamesa wylądowały w mojej ręce. Lucjusz z niedowierzaniem wpatrywał się w różdżki w mojej dłoni.
-Ty wstrętna, oślizgła, brudna szlamo! Jak śmiesz!-wrzasnął i ruszył w moim kierunku.
-Protego!-wokół mnie i Jamesa wyrosła niewidzialna tarcza, od której Lucjusz się odbił. Nie zważając na jego wrzaski uklękłam nad ciężko dyszącym Potterem leżącym na ziemi.
-James! James! James, błagam cię, odezwij się!-wydawało mi się, że Malfoy zanim go rozbroiłam, zdążył potraktować Pottera jakimś zaklęciem niewerbalnym, bo z jego różdżki przez chwilę wydobywał się nieco inny promień...
-Evans...-wyszeptał z trudem.
-NIE!-krzyknęłam, po czym znalazłam się we własnym pokoju. A więc... James nie oberwał żadnym zaklęciem, skoro to wszystko tylko mi się śniło, prawda? Spojrzałam na zegar. Była piąta rano. Musiałam uważać. Nie mogłam pozwolić, aby dzisiaj z mojej winy Potter oberwał. Ani dzisiaj, ani nigdy. Dlatego musiałam trzymać go od siebie z daleka. Niestety, kiedy lata on za mną dzień w dzień, nie jest to proste. Zwłaszcza, że jesteśmy na tym samym roku, w tym samym domu, a dzisiaj zaczynał się rok szkolny. Nie miałam wątpliwości, że jeszcze na peronie 9 i 3/4 zada mi to samo pytanie co zwykle. A ja znów mu odmówię. Później będzie mnie szukał w przedziałach, a gdy znajdzie znów spyta. A ja po raz kolejny powiem nie. W końcu gdy wczoraj zobaczyłam go na Pokątnej i usiłowałam się przed nim schować, on niestety mnie zauważył. Niemal od razu padło hasło:
-Hej, Evans. Nie musisz się chować, ja cię i tak znajdę. I się z tobą umówię. Umówisz się ze mną?
-Chyba śnisz.
-W takim razie nie chcę się budzić, skoro śnisz mi się ty. Umów się ze mną.
-Nie Potter, nie umówię się z tobą!
Z zamyślenia wyrwało mnie stukanie w szybę. Podeszłam do okna i wpuściłam sowę. Dała mi list i usiadła na moim biurku.
Hej, Evans.
Mam do ciebie propozycję. Skoro jesteśmy już na piątym roku możesz przestać opierać się mojemu urokowi osobistemu i wreszcie się ze mną umówić? Bardzo ułatwiłabyś mi wtedy życie.
Całuję, James.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. On chyba nigdy nie odpuści. Lubiłam go, ale... nie chciałam narażać go jeszcze bardziej na nienawistne okrzyki ślizgonów... Gdyby nie to, umówiłabym się z nim już na trzecim roku, bo właśnie wtedy udało mi się go trochę polubić. Nadal okropnie mnie wnerwiał, ale nie tak bardzo jak wcześniej. Jedynie kiedy dokuczał Severusovi moja nienawiść wracała, co niestety zdarzało się dosyć często...
Jeszcze raz przeczytałam list. Taa... jego urok osobisty...
Dziś wracałam do Hogwartu. Musiałam dopakować do kufra kilka rzeczy. Kiedy skończyłam, zeszłam na śniadanie.